Trochę po Bydgoszczy... potem szybka ustawka i śmigamy z kolegą polnymi do Doliny Śmierci w Fordonie. Kupa czasu została do zachodu słońca to lecimy przez Fordon do Ostromecka. Siły i chęci są... to wracamy prawie, że analogiczną trasą. Ubrany na krótko strasznie marznę... mrozu może nie ma ale czuć jak od 19 spada temp. Fajnie było :)
Miała być szybka wycieczka po ostatniej kontuzji...a zrobił się istny offroad. Padać zaczęło już w Osowej Górze... i tak do końca. Jakieś 10km to jazda... polną drogą, po wodzie... tak sobie trasę wymyśliłem. Moją psychikę uratował kebab w Sośnie. Od Sępólna do końca to już istna ściana deszczu. Hardkor. Z bolącą jeszcze ręką, pełnym plecakiem, i brakiem przygotowania... to było głupie... naprawdę :P
Trochę kręcenia km po Myślęcinku... fajny teren. Już znalazłem kilka miejscówek. Potem zerwana linka od licznika... trudno w domu się naprawi. Także końcówkę trasy śmigam bez 'prędkościomierza' :/ Potem już tylko gorzej... Blokada koła "na kocich łbach" na starym mieście i lecę przez kierownicę. Rower: porysowane manetki, pogięty odblask... generalnie OK. Ja: urażona duma, zgrzyt na zębach, obdarte kolano i łokieć. Potem jeszcze wizyta na izbie przyjęć... 3h czekania i już znam wyrok - gips na 2 tygodnie. Trudno.
Urlop od pracy, roweru... sympatycznie spędzony :) Pogoda nie napawa optymizmem... byle już tylko nie padało. Oglądanie filmików na YT z jazdy kurierów rowerowych po Nowym Jorku chyba nie wyjdzie mi na dobre - po Bydgoszczy tak wariować się nie da - sprawdzone ogranoleptycznie :P Dobranoc :)